Siedziała w luksusowym samochodzie Ikera, na
siedzeniu pasażera, i z nostalgią przyglądała się mijanym krajobrazom.
Zatłoczony i zabudowany Madryt już dawno został za nimi, a przed sobą mieli
tylko kilometry pól, łąk i lasów. Sofia z zamyśleniem oglądała widoki. Na nosie
miała ciemne okulary, aby poniekąd osłonić oczy przed promieniami słońca, które
przebijały się przed korony drzew, a poniekąd, aby ukryć ukradkowe spojrzenia
na Ikera.
Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie dzieje.
Nigdy w życiu nie przypuszczała, że kiedykolwiek będzie jechać z ukochanym do
jego rodziców, których zawsze bardzo lubiła. Był to jak sen, coś tak
nierealnego, że aż trudno to sobie było wyobrazić. A jednak stało się. A jakby
tego było mało, to na tylnym siedzeniu siedziała ich córeczka.
Paula była zafascynowała całą wycieczką. Kochała
zwierzęta, więc kiedy usłyszała, że rodzice Ikera hodują na wsi kury, króliki i
kozy, od razu chciała tam jechać. I nic, ani nikt, nie mogło jej przekonać, że
w jej stanie, to wcale nie jest dobry pomysł.
Sofia pragnęła sprawiać córce radość. Dbała o jej
zdrowie i nie chciała, aby stało się jej coś złego. I aby jej stan się
pogorszył. Jednak nie potrafiła odmówić Pauli. A kiedy zobaczyła rozanielone
oczy dziewczynki, kiedy Iker zaproponował wycieczkę, po prostu nie mogła
powiedzieć „nie”.
Pierwsza godzina jazdy upłynęła im pod znakiem
wspólnego śpiewania radiowych przebojów oraz wesołego gaworzenia Pauli. Iker
musiał jej opowiadać o wszystkich zwierzętach, które znajdują się w domu jego
rodziców. Sofia słuchała jego wywodów jednym uchem, jednak wciąż pozostawała w
sferze swoich marzeń i wspomnień z pięknych, młodzieńczych lat, kiedy jechała
na farmę państwa Casillasów, aby poddawać się romantycznym chwilom z ukochanym
i aby przeżyć swój „pierwszy raz” na sianie w stodole.
Pamiętała ten dzień jak dziś. Ten wieczór nie miał
w sobie nic z normalności. Rodzice pojechali w odwiedziny do przyjaciół, a Iker
urządził romantyczny piknik pod gołym niebem. Pech chciał, że zaczął padać
deszcz i romantyczny nastrój diabli wzięli. Jednak Hiszpan zawsze był przezorny
i przygotował w stodole koc oraz lampy, aby jednak udało się spędzić miło czas
z ukochaną. Sofia przypomniała sobie swoje zdenerwowanie i podekscytowanie. Do
dziś czuła na skórze jego delikatny dotyk i smak czułych pocałunków…
Ze wstydem spojrzała na swoje uda, które delikatnie
wyłaniały się spod letniej sukienki. Miała dreszcze i gęsią skórkę w miejscu,
które Iker uwielbiał głaskać…
- O czym myślisz? – zapytał, ściszając radio.
Spojrzał na Sofię i zauważył jej niecodzienną reakcję.
- O niczym konkretnym.
Mężczyzna skwitował to szerokim uśmiechem, ponownie
spoglądając na kolana Sofii. Kobieta poczuła się niezręcznie i nieznacznie
naciągnęła sukienkę na nogi.
- Paula chyba się zmęczyła podróżą – zauważył,
zaglądając na tylnie siedzenie. Dziewczynka smacznie spała z buzią
przytwierdzoną do szyby.
- Takie wyprawy strasznie ją męczą.
- To zrozumiałe. Mam nadzieję, że nie gniewasz się
na mnie za ten iście szatański plan z wyjazdem. Chciałem dla was dobrze.
- Wiem. Zareagowałam zbyt pochopnie. Odpoczynek z
dala od miejskich spalin dobrze jej zrobi.
- Mam taką nadzieję – odparł z uśmiechem, nie
odrywając wzroku od drogi. – Sergio mi mówił, że już ci opowiadał o tej akcji.
- O tak! Był strasznie przejęty.
- Dużo z nim rozmawiałem na temat Pauli i ogólnie
chorych na białaczkę. Myślę, że to fajny pomysł. A ty?
- Jeśli poskutkuje to znalezieniem szpiku dla
Pauli, to będę wam dozgonnie wdzięczna.
- Na pewno się uda.
- Nie sądziłam, że tak bardzo się tym przejmiecie.
- Wiesz… Do tej pory był to temat mi całkiem obcy.
Inaczej podchodzi się do pewnych spraw, jeśli stricte nie dotykają ciebie i
twoich bliskich. – Sofia posłała mu zaskoczone spojrzenie. – Wiesz o co mi
chodzi… Kiedyś byliśmy naprawdę blisko, teraz jesteśmy przyjaciółmi.
Przynajmniej taką mam nadzieję…
Iker spoglądał na nią wyczekująco, jakby
spodziewając się twierdzącej odpowiedzi. Sofia jednak postanowiła przemilczeć
tę sprawę. Nie chciała robić jemu, ani sobie, złudnych nadziei, że ona i Iker
jeszcze będą razem. Wciąż go kochała,
ale życie się zmieniło i nie byli już szaleńczo w sobie zakochanymi
nastolatkami. Sprawy zaszły za daleko. On miał narzeczoną, ona dziecko, którym
musiała się opiekować. Już nic nie mogło być tak jak przedtem.
- Już dojeżdżamy, prawda? – powiedziała nagle.
- Tak.
- Poznaję tę okolicę. Dawno mnie tu nie było, ale
nic się tutaj nie zmieniło.
- Takie uroki tego miejsca.
Rodzice Ikera mieszkali w małej wiosce. Wokół było
mnóstwo kwiecistych łąk, a nad miasteczkiem górowało niewielkie pasmo górskie.
Krajobrazy były przepiękne, powietrze czyste i pachnące, a ludzie szczęśliwi,
bo nic nie zakłócało ich spokoju. Żyli sobie z dala od wielkiego świata i nie
przejmowali się wieloma sprawami. Żyli z dnia na dzień, pracując głównie na
roli. Taką właśnie harmonię chciała osiągnąć Sofia, postanawiając kupić
niewielkie mieszkanie na obrzeżach Madrytu, jednak dopiero teraz zrozumiała, że
średnio jej to wyszło. Nic nie mogło równać się z tym miejscem.
Państwo Casillas mieszkali w małym domku, jednak
zawsze znajdowało się w nim miejsce dla gości. Byli serdeczni i otwarci, z
chęcią zapraszali do siebie znajomych syna. Sofia doskonale pamiętała, że w
środku zawsze pachniało świeżo upieczonym ciastem lub chlebem. Dawno nie
odwiedzała rodziców Ikera, jednak z przyjemnością stwierdziła, że nic się tam
nie zmieniło, ponieważ gdy tylko wysiadła z samochodu, od razu poczuła zapach
pieczonej szarlotki. Był to zapach jej dzieciństwa, bo również jej mama była
mistrzynią w pieczeniu, i zawsze dobrze się jej kojarzyły pieczone jabłka i
cynamon.
- Malutko kochana, a kogoż to moje stare oczy
widzą! – Z domu wybiegła przysadzista mama Ikera, z lekko siwiejącymi, krótki
włosami i w zabrudzonym kuchennym fartuchu. Rozłożyła szeroko swoje ramiona i z
szerokim uśmiechem ominęła własnego syna i uściskała zaskoczoną Sofię.
- Dzień dobry, pani Carmen – wydusiła i posłała
porozumiewawcze spojrzenie Ikerowi, który był lekko zaskoczonym poczynaniami
swojej matki.
- Moja kochana, Sofi! Witaj dziecko! Nic się nie zmieniłaś
– rzekła, dokładnie ją oglądając.
- Mamo, a czy tobie przypadkiem się coś nie
pomyliło?
- Iker, dziecko kochane. Ciebie naturalnie też
uściskam. No chodź do starej matki! – Kobieta ucałowała i wyściskała syna. –
Nie stójcie tak! Chodźcie do środka, chodźcie. Właśnie wyjęłam szarlotkę z
piekarnika. Chodźcie, chodźcie!
Sofia zbudziła Paulę i pomogła jej wysiąść z
samochodu. Mała z zainteresowaniem oglądała zabudowania w gospodarstwie i z
utęsknieniem wyglądała wszystkich zwierząt domowych. Bardzo chciała już
zobaczyć króliki.
Cała trójka weszła do środka. W niewielkim,
przytulnym salonie siedział ojciec Ikera, czytając gazetę, a pod jego stopami
leżał wielki, stary pies, który zdołał tylko podnieść łeb, by zobaczyć gości.
- Tato!
- Iker! Ale miła niespodzianka. – Staruszek
uściskał syna.
- Pamiętasz Sofię, tato?
- Oczywiście! Witaj, Sofio.
- Dzień dobry, panu. Dobrze pan wygląda.
- Gadanie… Stary jestem, ale nie ma co narzekać, bo
pracy co niemiara.
- A to jest Paula – powiedział Iker, przedstawiając
dziewczynkę. – To córka Sofii.
- Nie spodziewaliśmy się gości, więc wybaczcie ten
bałagan. – Do salonu weszła pani Carmen z tacą, na której stał półmisek z
ciastem oraz małe talerzyki. Stanęła jak wryta, kiedy zobaczyła siedmioletnią
dziewczynkę. Na pierwszy rzut oka było widać, że jest poważnie chora, a poza
tym była tak przerażająco podobna do… Ikera!
- Dzień dobry – powiedziała, piskliwym głosikiem
dziewczynka. – Jestem Paula.
- A dzień dobry, dzień dobry – odparła z uśmiechem.
– Siadajcie, no co tak stoicie. Jose, naprawdę nie potrafisz być gościnny.
- Babo, a co ja będę im mówić, jak oni prawie u
siebie są.
- Siadajcie, dzieci. Czego się napijecie? Kawa,
herbata, a może kakao? – zapytała, spoglądając na Paulę. Dziewczyna tylko
pokiwała twierdząco głową i usiadła na krześle obok mamy.
- Zaraz wracam.
Po kilku minutach pani Carmen przyniosła ciepłe
napoje i przyłączyła się do towarzystwa. Ucięli sobie przyjemną pogawędkę,
której głównym tematem była przede wszystkim Sofia. Państwo Casillas chcieli
wiedzieć co u niej słychać, gdzie się podziewała, gdzie pracuje… Wypytywali o
jej rodzinę i Paulę, która nie mogła długo wysiedzieć przy stole, dlatego
usiadła przy kominku, aby głaskać wielkiego, starego psa.
- Mam nadzieję, że nie robimy państwu kłopotu. Iker
spontanicznie zaproponował nam tą wycieczkę do państwa.
- Dziecko, ty się niczym nie przejmuj. A w czym wy
macie nam przeszkadzać. Cieszymy się bardzo, że nas odwiedziliście. Iker
ostatnio tak rzadko u nas bywa.
- Mamo, praca…
- Ja wiem, ja wiem, ale praca to nie wszystko, a
ważne wartości można stracić szybko.
- Mamo…
- Dobra, nie gadaj mi tu już. Powiedźcie nam
lepiej, jak wyście się znowu spotkali? Przecież minęło tyle lat…
- To był przypadek. Iker przyszedł do mojego
szpitala z narzeczoną – mówiąc to, ukryła wzrok w filiżance z kawą.
Wątek Sary został przemilczany przez całą rodzinę
Casillas’ów.
- Najważniejsze, że znów jesteście razem –
powiedziała pani Carmen. Iker posłał srogie spojrzenie rodzicielce, ale ona
świetnie się bawiła swoją grą słów. Sofia uśmiechnęła się niezręcznie, po czym
rzekła.
- Możemy pójść obejrzeć gospodarstwo? Paula bardzo
chciała zobaczyć zwierzęta.
- Oczywiście, kochanie. Nie ma problemu. Jose, rusz
swoje zacne cztery litery i pokaż naszym gościom króliki i kozy.
- A na co ja im stary tam potrzebny? Iker,
zaprowadź Sofię i Paulę do stodoły i pokaż im wszystko.
- Nie dość, że stary, to jeszcze leniwy. – Carmen
wywróciła oczyma, wznosząc je do nieba.
- Cicho, babo… Nie marnujcie czasu. Czujcie się jak
u siebie w domu, chodź wiem, że to trudne. Daleko nam do pięknego i czystego
miasta.
- Ale mają państwo o wiele więcej ciekawszych
rzeczy niż jest w Madrycie – powiedziała z uśmiechem Sofia i razem z Ikerem
oraz Paulą, opuściła dom Casillasów.
Dziewczynka była zachwycona, kiedy tylko ujrzała
klatki z królikami. Od razu chciała je wziąć na racę i głaskać. Strasznie
lubiła zwierzęta i szybko łapała z nimi kontakt, więc nawet widok starego psa,
który wybiegł za nią z domu, nie robił na nikim wrażenia.
- Niesamowita jest ta dziewczyna. Costas jest tak
stary, że nawet do miski z jedzeniem czasami nie chce mu się ruszyć, a tu
proszę – skwitował Iker.
Paula była zachwycona i zaintrygowana wszystkim, co
widzi. Bardzo jej się podobało na farmie. Biegała od klatki do klatki, od
zagrody do zagrody. Bawiła się z małymi kotkami, karmiła siankiem kozy,
rozrzucała nasiona dla kur. Jednak największe wrażenie zrobił na niej koń,
który zazwyczaj służył panu Casillasowi do ciągnięcia wozu.
- Chcesz na nim pojeździć? – zapytał Iker.
- Mamo, mogę?
- Nie wiem, czy to bezpieczne.
- Spokojnie, ze mną nic jej nie grozi. – Nie
czekając na dalsze wywody Sofii, Iker osiodłał konia i posadził na nim małą
Paulę. – Spacer? – zaproponował, patrząc na Sofię. Kobieta lekko skinęła głową
i ruszyła przed siebie.
Początkowo Iker zafrasowany był rozmową z Paulą.
Opowiadał dziewczynce wszystkie swoje przygody z dzieciństwa, kiedy to on i
jego starszy brat byli największymi łobuziakami w okolicy. Iker oraz Unai często
chodzili nad pobliskie jezioro, w którym pływali i łowili w nim ryby z tatą. A
kiedy wieczorem szli tam ze znajomymi, to zawsze łapali żaby i straszyli nimi
koleżanki. Wspominał o ciężkiej pracy w polu oraz o kolegach ze szkoły, którzy
teraz rozjechali się po całej Hiszpanii.
- Robi się ziemno. Może już wracajmy – powiedziała
Sofia. – Przed nami jeszcze podróż do Madrytu.
- Sofi… A co powiesz na to, abyśmy tutaj zostali do
jutra.
- Ale jak to?
- Rodzice na pewno bardzo się ucieszą. Wiesz, że
zawsze bardzo cię lubili. Ja mam trening dopiero popołudniu, więc moglibyśmy z
rana pójść nad jezioro czy coś. Pauli się tutaj podoba, prawda? I na pewno
chciałaby jeszcze spędzić trochę czasu z króliczkami. Tata z rana pokazałby jej
jak trzeba dbać o zwierzęta, nakarmiłaby krowy i świnki.
- Sama nie wiem, Iker… Paula tak rzadko opuszcza
szpital. Chciałam spędzić z nią trochę czasu.
- Przecież spędzasz. Nie daj się prosić.
- Paula?
- Tak, mamo! Bardzo proszę!
- No to dobrze. Możemy zostać.
- Hurra!!! – krzyknęli jednocześnie, przybijając
sobie „piątkę”.
Po kilku minutach znów znajdowali się w domu
państwa Casillasów. Pani Carmen krzątała się między salonem a kuchnią,
zastawiając jadalny stół mnóstwem smakołyków. Pan Jose jak zwykle siedział na
kanapie i czytał gazetę.
- Mamo, a komu to wszystko? Kto to zje?
- No wy, a kto… Spójrz tylko na Sofię! Chudzinka
jakich mało! Przyda się jej trochę kolorków – rzekła, głaszcząc ją po policzku.
– A i Pauli dobre, domowe jedzenie nie zaszkodzi. Zjesz, prawda? – zapytała,
patrząc na dziewczynkę.
- Z chęcią.
- No widzisz, Iker. Wszyscy głodni. Myjcie ręce i
siadajcie do stołu, bo wszystko wystygnie.
__________
Wesołych Świąt!
Jaki fajny, sielankowy rozdział! W sam raz na świąteczny wieczór :)
OdpowiedzUsuńFajnie, że Paula i Iker się tak świetnie dogadują i zostaną u jego rodziców, jednak mam nadzieje, że nie stanie się nic złego.
Czekam na nowość!
Bardzo podoba mi się ten prezent na święta ;) Mam nadzieję, że podczas tego wyjazdu coś się jeszcze zadzieje. Magia i uroki wsi oraz sprzyjające nocne niebo mogą zdziałać cuda i otworzyć nawet najbardziej zlęknione serce... hihihi... Sama to przed chwilą wymyśliłam. No ale tak, mam nadzieję, że może podczas jakiegoś nocnego zwierzania się, Sofia i Iker pogadają sobie od serca. A no i aby nic a nic się nie stało Pauli jasne? Tak ogólnie, nigdy przenigdy!
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Iker miał super pomysł z tą nocką! ;)
OdpowiedzUsuńWidać, że jeszcze coś do niej czuje...
Czekam na więcje! :)
PS. Zapraszam na prolog nowego opowiadania corazon--feliz.blogspot.com
to był genialny pomysł, myślę, że Pauli służy wiejskie powietrze, Iker to jednak wie, co dobre ;) i ta chwila w samochodzie, no przecież z daleka widać jak bardzo do siebie tęsknią, sami sobie utrudniają życie, udając, że nic ich już nie łączy ;) a najwyraźniej mamuśka Ikera (która pomijając wszystko, wydaje sie być przeuroczą kobietą) łączy fakty szybciej niż jej ukochany synuś, ja coś czuję, że to ona przyczyni się do ujawnienia sekretu Sofii ;)
OdpowiedzUsuńrozdział jak zwykle światny, pozdrawiam !
Zapraszam na pierwszy rozdział na
OdpowiedzUsuńcorazon--feliz.blogspot.com
Haha, serio? Pierwszy raz w stodole? Nieźle. :D Cieszę się, że Pauli się tam tak bardzo podoba. Jej, tak bajkowo. Niby mieszkam na wsi, ale z taką wsią nigdy nie miałam do czynienia. :) Tyle zwierzaków. :) Uroczo. Jestem ciekawa, czy matka Ikera pozna, że to jej wnuczka... W sumie już coś chyba zauważyła. Dziwne, że Iker się nie zorientował, że Paula jest do niego podobna. Jestem ciekawa, kiedy Sofia powie mu, że to jego córka. Pewnie będzie zaskoczony, może trochę zły, że tak późno się dowiedział, ale wydaje mi się, że też się ucieszy, bo zależy mu na Pauli. :)
OdpowiedzUsuńZapraszam na siódemkę na: http://gdziekolwiek-ty.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCzytam to komentuję, może nic wielkiego nie napiszę, ale przeczytałam wszystkie Twoje opowiadania, które są prześwietne i z niecierpliwością zawsze czekałam na każdy rozdział :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy :)
UsuńZapraszam na nowy rozdział http://corazon--feliz.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń