4 maja 2014

DZIEWIĘĆ

"Na tym świecie nie ma nic trudniejszego od miłości"

Uroczystość przygotowana była w prawdziwie muzułmańskim stylu, dlatego też wszystko odbyło się zgodnie z tradycją. Goście zebrali się w specjalnie wynajętej sali. W najdalszym punkcie ustawiony został maleńki stolik przy którym małżonkowie mieli podpisać tzw. kontrakt określający koszt panny młodej. Nigdy nie byłem fanem tej tradycji, gdyż dla mnie kobieta nie była przedmiotem, który można kupić. Nic jednak nie mogłem na to poradzić. Religia jest religią.
Cała sala była przepięknie udekorowana prawdziwymi kwiatami, które pachniały nieziemsko. Mimo iż mieliśmy koniec grudnia, to w środku udało się uzyskać iście wiosenną aurę. Wszystko bardzo mi się podobało, a po minie Amayii widziałem, że i ona jest pod wrażeniem. Tradycyjne muzułmańskie wesele trwa zazwyczaj od dwóch do trzech dni, wyprawiane są imprezy dla panny młodej i pana młodego. Oczywiście na każdą zapraszani są liczni goście, dlatego zawczasu uprzedziłem Amayę, że czeka nas ciężki weekend.
- Żona twojego brata wygląda niesamowicie. Jest piękna – wyszeptała mi do ucha. Podzielałem jej opinię, gdyż panna młoda miała na sobie tradycyjny strój na tę okazję – bogato zdobioną szatę w białym kolorze.
Po wszystkim formalnościach mój brat i jego ukochana mogli się już cieszyć statusem małżeńskim. Wszyscy goście, rodzina i przyjaciele, gratulowali im serdecznie, obdarowali prezentami i życzeniami. Zaraz potem wynajęty zespół zaczął cicho grać tradycyjne melodie, a zebrani goście zasiedli do stołów i czekali na obiad.
Po kilku godzinach, kiedy wszyscy byli już w szampańskim nastroju rozpoczęły się tradycyjne dla mnie wycieczki wszystkich ciotek. Jednak teraz czekała na nie niemała niespodzianka, gdyż nie byłem sam. Towarzyszyła mi piękna Hiszpanka, która w kremowej sukience i bolerku wyglądała nieziemsko. Momentami trudno było mi oderwać od niej wzrok, zwłaszcza kiedy z kimś rozmawiała i słodko się przy tym uśmiechała. Byłą taka naturalna, szczęśliwa, zadowolona… Wyglądała jak anioł, mimo iż miała ciemny kolor włosów. Ciotki były zachwycone i teraz dla odmiany nie pytały, kiedy wreszcie poznam jakąś dziewczynę, tylko kiedy pójdę w ślady brata i się z nią ożenię. Bawiła mnie ta sytuacja, ale musiałem przyznać, że pytania o ślub były mniej uciążliwe i krępujące niż te, które słyszałem przez ostatnie lata. Nawet zaczęły sprawiać mi przyjemność, bo już na samą myśl, że Amaya mogłaby zostać moją żoną, uśmiech cisnął mi się na usta.
- Zatańczmy – zaproponowała z uśmiechem.
- Boję się.
- Świetnie ci szło podczas naszych lekcji. No chodź, nie daj się prosić. W końcu po to ćwiczyliśmy, aby dzisiaj zaprezentować twoje zdolności taneczne.
- Raczej twoje. Ja będę ci tylko przeszkadzać – zaśmiałem się.
- Nie żartuj! Idziemy.
Amaya chwyciła mnie za rękę i wyprowadziła na środek parkietu. Przyznam, że ciężko mi było znaleźć odpowiedni rytm. Podczas naszych prób tańczyliśmy do latynoskich piosenek, a tutaj przygrywał nam muzułmański zespół. Jednak miałem do czynienia z profesjonalną tancerką, która bardzo szybko pomogła mi znaleźć odpowiedni rytm. Przednio się bawiłem, mimo iż czasami deptałem po stopach sąsiednich par tańczących. Amaya ciągle się uśmiechała, dawała mi znaki, że świetnie mi idzie. Cieszyłem się, że mogłem dostarczyć jej tyle radości, choć zdawałem sobie sprawę, że momentami wyglądałem dość nieporadnie.
- Synku, cudnie ci idzie. Gdzie się nauczyłeś tak tańczyć? – Nagle tuż obok pojawiła się mama, która tańczyła wraz z wujkiem.
- Odbijany? – zaproponował krewny, uśmiechając się do mojej dziewczyny. Niechętnie, ale się zgodziłem.
Kiedy Amaya i wujek zniknęli w gąszczu tańczących par, mama powiedziała:
- Kochanie, jestem taka szczęśliwa z twojego powodu.
- Przecież to Mutlu się dzisiaj ożenił – zaśmiałem się.
- Tak, ale to ty zawsze byłeś moim malutkim synkiem. Tak się cieszę, że wreszcie znalazłeś sobie dziewczynę. Amaya jest taka piękna i miła. Naprawdę jestem nią zauroczona.
- To tak jak ja – odparłem i ucałowałem serdecznie matkę. – Nie było łatwo ją zdobyć, ale się udało.
- Pamiętaj kochanie, że za dobrymi i wartościowymi rzeczami zawsze trzeba się nachodzić. To co przychodzi łatwo nie jest warte zachodu. Jestem przekonana, że będziecie razem szczęśliwi.
- Dzięki mamo, jesteś kochana.
- Nareszcie obydwaj moi synowie są szczęśliwi. Chyba się zaraz popłaczę – zaśmiała się. Głos zaczynał się jej łamać, a w kącikach oczu pojawiły się malutkie łezki. Rozczulił mnie ten widok. Mocno uściskałem rodzicielkę, pocieszając ją miłymi słowami.
Choć muzyka ze spokojnej zmieniła się na nieco żywszą, my wciąż kołysaliśmy się na boki. W ogóle nam to nie przeszkadzało. Takie chwile trzeba celebrować, bo prędko się nie powtórzą. Pomimo tego, że to nie ja dzisiaj brałem ślub, to czułem jakby tak właśnie było. Otaczało mnie ogromne szczęście.
- Mesut! – Nagle obok mnie pojawiła się młodsza siostra, Nese. Miała zakłopotaną i nieco zaniepokojoną minę. Miałem złe przeczucia.
- Co się stało?
- Amaya wybiegła z płaczem. Nie wiem co się stało. Idź do niej.
Nie musiała mi tego powtarzać. Przeprosiłem mamę i szybko poszedłem na zewnątrz, aby poszukać Hiszpanki.
Na zewnątrz panował już wzrok. Straciłem rachubę czasu, ale wydawało mi się, że jest późny wieczór. Nie było najlepszej widoczności, sala znajdowała się na obrzeżach miasta w środku parku. I choć zamiast zieleni i zarośniętych krzaków, wszędzie leżał śnieg, to widoczność i tak była marna.
- Amaya! Amaya, gdzie jesteś?!
Głucha cisza. Pobiegłem w kierunku zaparkowanych samochodów, mając nadzieję, że tam znajdę swoją dziewczynę.
- Amaya!
Brunetka przykucnęła między autami. Twarz miała schowaną w dłoniach. Gorzko szlochała. Nie wiedziałem co się dzieje, nic z tego nie rozumiałem. Pośpiesznie do niej doskoczyłem.
- Amaya, co się stało? – zapytałem. Bez zastanowienia ściągnąłem z siebie marynarkę i zarzuciłem ją na ramiona dziewczyny. Była w samej sukience, musiało jej być przerażająco zimno. – Kochanie, powiedz mi…
- Nic… Zostaw mnie, wracaj do gości.
- Nie żartuj. Chodź, schowajmy się do środka. Przemarzłaś.
- Nie. Zamów mi taksówkę, chcę jechać do domu. A ty wracaj do rodziny. To wasze święto.
- Co się stało?
- Nic…
- Przecież widzę. Możesz mi powiedzieć. O co chodzi?
Po raz pierwszy na mnie spojrzała. Z jej twarzy bił przerażający smutek. Oczy, załzawione i zaczerwienione, wypełnione były bólem i żalem.
- Tańczyłam z twoim wujkiem… Kiedy skończyła się piosenka chciałam do ciebie wrócić, ale wciąż tańczyłeś i rozmawiałeś z mamą… Nie chciałam przeszkadzać, więc poszłam do łazienki poprawić makijaż… Gdy wyszłam w holu czekał na mnie twój tata… Mesut, on wie! On wie kim jestem i czym się zajmuję… - załkała. – Powiedział mi tyle strasznych rzeczy… Mesut, proszę cię, zadzwoń po taksówkę. Nie mogę tam wrócić. Pojadę do twojego domu, spakuję się i wrócę do Hiszpanii.
- Nie gadaj bzdur. Wracajmy do środka. Zaraz porozmawiam z tatą.
Wstałem, ciągnąc ją za sobą do góry.
- Nie, Mesut, proszę… Ja nie mogę tam wrócić, nie chcę – płakała. – Widzisz… Od początku mówiłam ci, że tak będzie. Dziewczyna taka jak ja nie może być z kimś takim jak ty. To życie, a nie bajka! Nasze szczęście jest niemożliwe.
- Mylisz się – powiedziałem hardo. – Masz tutaj telefon, zadzwoń po taksówkę. Zaczekaj tutaj. Pójdę po nasze kurtki.
Chciała zaprotestować, ale nie zdążyła. Pośpiesznie pobiegłem po palta. Nie chciałem dłużej przebywać w towarzystwie mojego ojca. Zawsze był bardzo rygorystyczny i konserwatywny, jednak nigdy nie sądziłem, że może on być aż tak nietaktowny i chamski! Powinien chcieć mojego szczęścia.
- Mamo…
- Oh, Mesut. Co się stało? Ojciec jest jakiś zdenerwowany, twoje siostry nie wiedzą co się dzieje. Gdzie jest Amaya? Po co ci te kurtki, co wy robicie?
- Przepraszam, mamo – pocałowałem ją w policzek – ale wracamy do domu z Amayą. Prawdopodobnie zabierzemy swoje rzeczy i przeniesiemy się do hotelu. Później ci to wytłumaczę, dobrze? Przeproś ode mnie Mutlu.
- Ale Mesut…
- Nie teraz mamo. Amaya na mnie czeka.
Hiszpanka stała dokładnie w tym samym miejscu. Jej łzy zamieniły się w lodowe perełki. Była taka zdruzgotana.
- To nasza taksówka? – zapytałem, spoglądając na oznaczony czerwonymi nalepkami samochód z logiem korporacji. Amaya pokiwała twierdząco głową. Narzuciłem jej na ramiona płaszcz i poprowadziłem w kierunku auta. – Niczym się nie przejmuj, kochanie. Porozmawiam z ojcem i powiem mu, co o tym wszystkim sądzę.
- Mesut, nie rób tego. Nie kłóć się z rodziną z mojego powodu.
- Nikt nie będzie cię obrażać.
- Ale miał rację – powiedziała smutno. Spojrzałem na nią i jej spływające po policzkach łzy. Mocno ją do siebie przytuliłem. Nie sądziłem, że spotka ją tutaj coś złego. Byłem na siebie wściekły, że na to pozwoliłem.
- Wszystko będzie dobrze. Niczym się nie przejmuj – rzekłem uspokajająco. 

__________
Skutki pisania dwóch opowiadań jednocześnie... Nie widząc kiedy, jak i gdzie z narracji trzecioosobowej przeszliśmy na pierwszoosobową. Niestety stan ten rzeczy utrzymuje się do końca opowiadania, które liczy sobie czternaście rozdziałów. 

2 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba rozdział!
    Tata Mesuta wie kim jest Amaya?! O Matko!
    Dziewczyna była taka smutna! Szkoda mi jej! ;(
    Mesut na pewno jej pomoże!
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ojciec Mesuta wie... Ale skąd? Czyżby kiedyś był na jej występie? Jak mógł sprawić jej taką przykrość? Nie dziwię jej się, że nie chciała tam dłużej przebywać. Niech się nie przejmuje ojcem Mesuta. On jej nie zna, nie wie, jaka jest naprawdę. A nie ma prawa oceniać jej tylko po tym, czym się zajmuje.

    OdpowiedzUsuń