17 lipca 2014

Rozdział drugi

Rodzina to najważniejsza rzecz, jaką teraz posiadam. Iria jest wspaniałą, piękną kobietą. Poznaliśmy się dwanaście lat temu. Mieszkałem wówczas w Madrycie, grałem w małym klubie AD Alcorcon. Spotkałem ją na imprezie naszych wspólnych znajomych. Od razu wpadliśmy sobie w oko. Przez jakiś czas ukrywałem przed nią, że mam dziecko. Esteban miał wówczas cztery latka, był bardzo żywym i wesołym dzieckiem, ale obawiałem się jej reakcji. Okazało się, że mój strach był bezpodstawny, bo Iria to cudowna kobieta, która zrozumiała moje położenie i od razu pokochała mojego syna.
Od tamtej pory jest jego przyszywaną matką, choć Esteban wciąż mówi do niej po imieniu. Wiemy, że jest to trudna sytuacja dla dziecka, dlatego nie nalegamy na to, aby nazywał ją „mamą”. Jednak obydwoje mamy nadzieję, że kiedyś się to zmieni. Iria wychowywała go, tak jak ja. Praktycznie od zawsze jest w jego życiu, ma jej wsparcie i miłość.
Sobotni poranek zaczął się tak, jak każdy inny. Około ósmej do mnie i Irii dołączyła Zoe, która wniosła wiele uśmiechu do naszej sypialni. Wylegiwaliśmy się łóżku do późna. Następnie wspólnie zjedliśmy śniadanie na tarasie w ogrodzie, a zaraz po nim wszczęliśmy przygotowywania do meczu Estebana. Chłopak był bardzo podekscytowany i nie mógł się doczekać. Ze względu na zgrupowania z Realem zdarza się, że omijają mnie mecze syna, jednak zawsze wtedy na trybunach pojawia się Iria oraz Zoe. Kiedy tylko mogę staram się go dopingować, a dziś potowarzyszy mi Xabi i jego syn.
Usiedliśmy na trybunie wśród innych rodziców. Początkowo obecność Xabiego wzbudzała zainteresowanie innych osób, jednak gdy rozdał kilka autografów wrzawa się uspokoiła. Mnie już znano, więc nie wzbudzałem takiej sensacji.
To był dobry mecz, a postawa mojego syna jeszcze lepsza. Jego drużyna wygrała 2:1, a on sam obronił karnego na początku spotkania. Widać było, że schodząc z boiska jest z siebie zadowolony, choć niewątpliwe jedna stracona bramka sprawiała, że nie mógł w pełni cieszyć się swoim występem.
- Dobra robota – pochwalił go Xabi, przybijając piątkę.
Postanowiliśmy wykorzystać nasz dzień wolny oraz piękną pogodę i pojechaliśmy na lody. Alonso polecił nam kawiarnię w centrum Madrytu. Bez zawahania się tam udaliśmy. Podczas gdy Jon zajadał się słodkościami, nasza trójka zawzięcie dyskutowała o meczu Estebana, jego grze, o rywalu i pozostałych zawodnikach. Zaraz potem temat zszedł ja jutrzejsze spotkanie Realu z Barceloną na Bernabeu.
I tak oto, w przyjaznej atmosferze, zleciało nam całe popołudnie. Pożegnaliśmy się z Xabim i wróciliśmy do domu na obiad, gdyż Iria nie lubi, gdy się spóźniamy.
- Tylko nie mów jej, że jedliśmy lody przed obiadem – zaśmiałem się, puszczając oczko do syna, gdy parkowałem samochód na podjeździe.
- I jak? I jak? – dopytywała się Iria, kiedy tylko przekroczyliśmy próg domu. – Wygraliście?
- Tak – odparł Esteban, a matka natychmiast mocno go uściskała. – Ale wpuściłem jedną bramkę.
- To nieważne. Obronił karnego – wtrąciłem się.
- Naprawdę? Moje gratulacje! Trening się opłacił. Jestem z ciebie bardzo dumna – rzekła i jeszcze raz go uściskała. – Idźcie umyć ręce i siadajcie do stołu. Zaraz podaję zupę.
- Tato – powiedział Esteban, kiedy staliśmy w łazience przy umywalce i myliśmy ręce. – W ogóle nie jestem głodny.
- Ja też…
- Te lody to nie był dobry pomysł.
- Teraz to wiem – uśmiechnąłem się.
- Co robimy?
- Chyba musimy się zmusić do jedzenia – zaśmiałem się. – Chodź, najwyżej zwalimy na Irię, powiemy, że nawaliła nam końskie dawki tej zupy.
- Szkoda, że nie mamy psa. Zjadałby wszystko pod stołem.
Roześmiałem się. Poczochrałem go po bujnej czuprynie, po czym razem poszliśmy do kuchni.
Zaraz po obiedzie wszcząłem przygotowywania do wieczornego zgrupowania z Realem. Nie lubiłem tych momentów, gdyż wieczory przed meczem wolałbym spędzić w gronie rodziny niźli kolegów z drużyny. Jednak z drugiej strony rozumiałem trenera, który lubił mieć wszystko pod swoją kontrolą. Trudno jest upilnować wszystkich piłkarzy, zwłaszcza tych młodszych.
- Wiesz… Rozmawiałem dzisiaj z Estebanem – powiedziałem od niechcenia, kiedy pakowałem swoją torbę w sypialni. Jak zwykle towarzyszyła mi małżonka. – To była zwykła pogawędka, ale nieświadomie podsunął mi pomysł na prezent urodzinowy.
- Myślałam, że już to przedyskutowaliśmy. Od ciebie miał dostać nowy komputer, a ja miałam kupić rękawice do gry.
- Tak, ale zacząłem się nad tym zastanawiać… To nie są złe pomysły, ale tak sobie myślę… Czy on na pewno ucieszy się z nowego laptopa?
- Kochanie, Esteban ma szesnaście lat. Który chłopak w jego wieku nie cieszyłby się z takiego prezentu?
- Masz rację. A co byś powiedziała o psie?
- Psie?
- No tak… Moglibyśmy kupić mu szczeniaka. Wielu ludzi uważa, że zwierzak jest dopełnieniem rodziny. Esteban jest odpowiedzialny i myślę, że opieka nad psem nie byłaby dla niego problemem. Wystarczy spojrzeć jak dobrze opiekuje się Zoe.
- Diego, nie porównuj naszej córki do psa – zaśmiała się. – Sama nie wiem… Mamy małe dziecko, za parę miesięcy dojdzie kolejne.
- To nie musi być duży pies.
- No nie wiem… Możemy jeszcze o tym porozmawiać? Do urodzin mamy jeszcze trochę czasu.
- Jasne, nic na siłę, kochanie. To tylko propozycja – powiedziałem i pocałowałem ją. – Zbieram się, bo nie chcę się spóźnić.
Zszedłem na dół, gdzie czekał już na mnie Esteban. Przed każdym moim meczem życzył mi powodzenia i przybijał piątkę. Traktowałem to jako pewnego rodzaju amulet, dobry omen, coś co miało przynieść mi szczęście na boisku. Robimy tak odkąd pamiętam, niezależnie od klubu, w którym grałem.
- Nie daj się im, tato! – powiedział. – Niech wiedzą, gdzie ich miejsce.
- Dzięki, synu. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Powodzenia, kochanie – rzekła Iria, całując mnie.
- Będziemy cię dopingować z trybuny – dodał Esteban.
- Dziękuję, kochani. – Jeszcze raz ucałowałem żonę, dałem buziaka Zoe i pozdrowiłem się z synem. Zaraz potem wsiadłem do samochodu i odjechałem w stronę stadionu.
Jednak nim wyjechałem z osiedla zdarzyło mi się coś dziwnego. Powoli zapadał zmierzch, widoczność była całkiem dobra, ale na ulicy zaczynały pojawiać się cienie. Nagle przed maskę wyskoczyła mi kobieta. Była wysoka i szczupła, nosiła długi brązowy płaszcz i rozwiane włosy. Zatrąbiłem, gdyż omal jej nie potrąciłem.
„Życie ci niemiłe” – pomyślałem.
Chciałem przejechać, ale kobieta skutecznie mi to uniemożliwiała. Zatrąbiłem jeszcze raz. Dopiero wówczas brunetka się odsunęła na tyle daleko, aby światła mojego samochodu oświetliły jej twarz. Kiedy pierwszy raz ją ujrzałem pomyślałem, że to niemożliwe, że mam jakieś złudzenia optycznie. Znałem ją. Była do siebie podobna, ale wyglądała znacznie gorzej. Miała podkrążone oczy, niewielkie, aczkolwiek widoczne zmarszczki. Nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
I wydaje mi się, że i ona nie mogła uwierzyć. Stanęła jak wryta, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Zupełnie jakby zatrzymał się czas.
Słaniając się na nogach zeszła z jezdni. Nie wiem, czy jej złe samopoczucie spowodowane było szokiem powypadkowym, czy też mnie rozpoznała. Jednak niewiele myśląc nacisnąłem gaz do dechy i odjechałem stamtąd najszybciej jak mogłem. Odwróciłem się jeszcze, stała w tym samym miejscu. Zbagatelizowałem to. Pojechałem na stadion.
Mój nastrój daleki był od ideału. Nie wierzyłem w to co zobaczyłem. Roza wróciła i spacerowała po moim osiedlu. Była blisko mojego domu, mojej żony… Była blisko Estebana.
Nie!
Od razu wyciągnąłem telefon i zatelefonowałem do Irii.
- Diego? Stało się coś? – Nie spodziewała się mojego telefonu. Zawsze dzwoniłem do niej późnym wieczorem, kiedy już razem z drużyną byłem w hotelu.
- Nie, wszystko w porządku. Posłuchaj mnie, kochanie. Kiedy wyjeżdżałem z naszego osiedla widziałem kobietę… To chyba była… – Nie wiedziałem jak to powiedzieć. Iria znała całą moją historię, opowiadałem jej o Rozie, jednak nagłe pojawienie się mojej byłej dziewczyny było dla mnie takim szokiem, że sam do końca w nie nie wierzyłem. – To chyba była żebraczka. Proszę cię, nie otwieraj nikomu obcemu, dobrze? Nie chcę się o was martwić.
- Jasne, dobrze. Niczym się nie przejmuj.
Niemalże widziałem, jak Iria podchodzi do okna w salonie, odsłania zasłonę i z niepokojem spogląda w ciemność.
- Upewnij się, że masz zamknięte drzwi i okna. Bardzo cię proszę.
- Dobrze, Diego. Nie martw się.
- Będę pod telefonem. Jakby się coś działo, to natychmiast do mnie zadzwoń.
- Nie denerwuj się, Diego. Nic nam się nie stanie. Już zamykam okna.
- W porządku… Uważajcie na siebie.
- Nie przejmuj się. Skup się na meczu. Wszystko jest dobrze.
Mimo gorączkowych zapewnień Irii, wciąż czułem niepokój. Noc była nieprzespana, a moja dyspozycja w meczu pozostawiała wiele do życzenia. 

5 komentarzy:

  1. Diego, zaczyna się martwić .
    Roza coś szykuje?
    Jestem ciekawa co dalej ;)
    Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  2. O matko! :) Zaniepokoiłam się tak zdystansowaną reakcją Lopeza na widok tej tajemniczej kobiety. Bardzo interesują mnie dalsze losy bohaterów.Oby tylko nic złego się nie przydarzyło.. pozdrawiam Kaja. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No, no! Wiedziałam, że znów wymyślisz coś oryginalnego i się nie myliłam :) Czekam na nowość!

    OdpowiedzUsuń
  4. Noo, Esteban bardzo dobrze sobie poradził, a to, że przepuścił jedną bramkę, to nic takiego. I tak wygrali. :) Oo, co to za kobieta... jego była? Matka Estebana? No, coś czuję, że teraz zrobi się nieciekawie.Mimo wszytko mam nadzieję, że nie zniszczy mu rodziny, bo szkoda by było.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie podoba mi się to nagłe pojawienie się kobiety podobnej do matki Estebana. Obawiam się, że jeśli to rzeczywiście ona, może bardzo namieszać w rodzinie Lopezów...

    OdpowiedzUsuń