Rodzina to najważniejsza rzecz, jaką teraz
posiadam. Iria jest wspaniałą, piękną kobietą. Poznaliśmy się dwanaście lat
temu. Mieszkałem wówczas w Madrycie, grałem w małym klubie AD Alcorcon.
Spotkałem ją na imprezie naszych wspólnych znajomych. Od razu wpadliśmy sobie w
oko. Przez jakiś czas ukrywałem przed nią, że mam dziecko. Esteban miał wówczas
cztery latka, był bardzo żywym i wesołym dzieckiem, ale obawiałem się jej
reakcji. Okazało się, że mój strach był bezpodstawny, bo Iria to cudowna
kobieta, która zrozumiała moje położenie i od razu pokochała mojego syna.
Od tamtej pory jest jego przyszywaną matką, choć
Esteban wciąż mówi do niej po imieniu. Wiemy, że jest to trudna sytuacja dla
dziecka, dlatego nie nalegamy na to, aby nazywał ją „mamą”. Jednak obydwoje
mamy nadzieję, że kiedyś się to zmieni. Iria wychowywała go, tak jak ja.
Praktycznie od zawsze jest w jego życiu, ma jej wsparcie i miłość.
Sobotni poranek zaczął się tak, jak każdy inny. Około
ósmej do mnie i Irii dołączyła Zoe, która wniosła wiele uśmiechu do naszej
sypialni. Wylegiwaliśmy się łóżku do późna. Następnie wspólnie zjedliśmy
śniadanie na tarasie w ogrodzie, a zaraz po nim wszczęliśmy przygotowywania do
meczu Estebana. Chłopak był bardzo podekscytowany i nie mógł się doczekać. Ze
względu na zgrupowania z Realem zdarza się, że omijają mnie mecze syna, jednak
zawsze wtedy na trybunach pojawia się Iria oraz Zoe. Kiedy tylko mogę staram
się go dopingować, a dziś potowarzyszy mi Xabi i jego syn.
Usiedliśmy na trybunie wśród innych rodziców.
Początkowo obecność Xabiego wzbudzała zainteresowanie innych osób, jednak gdy
rozdał kilka autografów wrzawa się uspokoiła. Mnie już znano, więc nie
wzbudzałem takiej sensacji.
To był dobry mecz, a postawa mojego syna jeszcze
lepsza. Jego drużyna wygrała 2:1, a on sam obronił karnego na początku
spotkania. Widać było, że schodząc z boiska jest z siebie zadowolony, choć
niewątpliwe jedna stracona bramka sprawiała, że nie mógł w pełni cieszyć się
swoim występem.
- Dobra robota – pochwalił go Xabi, przybijając
piątkę.
Postanowiliśmy wykorzystać nasz dzień wolny oraz
piękną pogodę i pojechaliśmy na lody. Alonso polecił nam kawiarnię w centrum
Madrytu. Bez zawahania się tam udaliśmy. Podczas gdy Jon zajadał się
słodkościami, nasza trójka zawzięcie dyskutowała o meczu Estebana, jego grze, o
rywalu i pozostałych zawodnikach. Zaraz potem temat zszedł ja jutrzejsze
spotkanie Realu z Barceloną na Bernabeu.
I tak oto, w przyjaznej atmosferze, zleciało nam
całe popołudnie. Pożegnaliśmy się z Xabim i wróciliśmy do domu na obiad, gdyż
Iria nie lubi, gdy się spóźniamy.
- Tylko nie mów jej, że jedliśmy lody przed obiadem
– zaśmiałem się, puszczając oczko do syna, gdy parkowałem samochód na
podjeździe.
- I jak? I jak? – dopytywała się Iria, kiedy tylko
przekroczyliśmy próg domu. – Wygraliście?
- Tak – odparł Esteban, a matka natychmiast mocno
go uściskała. – Ale wpuściłem jedną bramkę.
- To nieważne. Obronił karnego – wtrąciłem się.
- Naprawdę? Moje gratulacje! Trening się opłacił.
Jestem z ciebie bardzo dumna – rzekła i jeszcze raz go uściskała. – Idźcie umyć
ręce i siadajcie do stołu. Zaraz podaję zupę.
- Tato – powiedział Esteban, kiedy staliśmy w
łazience przy umywalce i myliśmy ręce. – W ogóle nie jestem głodny.
- Ja też…
- Te lody to nie był dobry pomysł.
- Teraz to wiem – uśmiechnąłem się.
- Co robimy?
- Chyba musimy się zmusić do jedzenia – zaśmiałem
się. – Chodź, najwyżej zwalimy na Irię, powiemy, że nawaliła nam końskie dawki
tej zupy.
- Szkoda, że nie mamy psa. Zjadałby wszystko pod
stołem.
Roześmiałem się. Poczochrałem go po bujnej
czuprynie, po czym razem poszliśmy do kuchni.
Zaraz po obiedzie wszcząłem przygotowywania do
wieczornego zgrupowania z Realem. Nie lubiłem tych momentów, gdyż wieczory
przed meczem wolałbym spędzić w gronie rodziny niźli kolegów z drużyny. Jednak
z drugiej strony rozumiałem trenera, który lubił mieć wszystko pod swoją
kontrolą. Trudno jest upilnować wszystkich piłkarzy, zwłaszcza tych młodszych.
- Wiesz… Rozmawiałem dzisiaj z Estebanem –
powiedziałem od niechcenia, kiedy pakowałem swoją torbę w sypialni. Jak zwykle
towarzyszyła mi małżonka. – To była zwykła pogawędka, ale nieświadomie podsunął
mi pomysł na prezent urodzinowy.
- Myślałam, że już to przedyskutowaliśmy. Od ciebie
miał dostać nowy komputer, a ja miałam kupić rękawice do gry.
- Tak, ale zacząłem się nad tym zastanawiać… To nie
są złe pomysły, ale tak sobie myślę… Czy on na pewno ucieszy się z nowego
laptopa?
- Kochanie, Esteban ma szesnaście lat. Który
chłopak w jego wieku nie cieszyłby się z takiego prezentu?
- Masz rację. A co byś powiedziała o psie?
- Psie?
- No tak… Moglibyśmy kupić mu szczeniaka. Wielu
ludzi uważa, że zwierzak jest dopełnieniem rodziny. Esteban jest odpowiedzialny
i myślę, że opieka nad psem nie byłaby dla niego problemem. Wystarczy spojrzeć
jak dobrze opiekuje się Zoe.
- Diego, nie porównuj naszej córki do psa –
zaśmiała się. – Sama nie wiem… Mamy małe dziecko, za parę miesięcy dojdzie
kolejne.
- To nie musi być duży pies.
- No nie wiem… Możemy jeszcze o tym porozmawiać? Do
urodzin mamy jeszcze trochę czasu.
- Jasne, nic na siłę, kochanie. To tylko propozycja
– powiedziałem i pocałowałem ją. – Zbieram się, bo nie chcę się spóźnić.
Zszedłem na dół, gdzie czekał już na mnie Esteban.
Przed każdym moim meczem życzył mi powodzenia i przybijał piątkę. Traktowałem
to jako pewnego rodzaju amulet, dobry omen, coś co miało przynieść mi szczęście
na boisku. Robimy tak odkąd pamiętam, niezależnie od klubu, w którym grałem.
- Nie daj się im, tato! – powiedział. – Niech
wiedzą, gdzie ich miejsce.
- Dzięki, synu. Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Powodzenia, kochanie – rzekła Iria, całując mnie.
- Będziemy cię dopingować z trybuny – dodał
Esteban.
- Dziękuję, kochani. – Jeszcze raz ucałowałem żonę,
dałem buziaka Zoe i pozdrowiłem się z synem. Zaraz potem wsiadłem do samochodu
i odjechałem w stronę stadionu.
Jednak nim wyjechałem z osiedla zdarzyło mi się coś
dziwnego. Powoli zapadał zmierzch, widoczność była całkiem dobra, ale na ulicy
zaczynały pojawiać się cienie. Nagle przed maskę wyskoczyła mi kobieta. Była
wysoka i szczupła, nosiła długi brązowy płaszcz i rozwiane włosy. Zatrąbiłem,
gdyż omal jej nie potrąciłem.
„Życie ci niemiłe” – pomyślałem.
Chciałem przejechać, ale kobieta skutecznie mi to
uniemożliwiała. Zatrąbiłem jeszcze raz. Dopiero wówczas brunetka się odsunęła
na tyle daleko, aby światła mojego samochodu oświetliły jej twarz. Kiedy
pierwszy raz ją ujrzałem pomyślałem, że to niemożliwe, że mam jakieś złudzenia
optycznie. Znałem ją. Była do siebie podobna, ale wyglądała znacznie gorzej.
Miała podkrążone oczy, niewielkie, aczkolwiek widoczne zmarszczki. Nie mogłem
uwierzyć własnym oczom.
I wydaje mi się, że i ona nie mogła uwierzyć.
Stanęła jak wryta, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Zupełnie jakby
zatrzymał się czas.
Słaniając się na nogach zeszła z jezdni. Nie wiem,
czy jej złe samopoczucie spowodowane było szokiem powypadkowym, czy też mnie
rozpoznała. Jednak niewiele myśląc nacisnąłem gaz do dechy i odjechałem stamtąd
najszybciej jak mogłem. Odwróciłem się jeszcze, stała w tym samym miejscu.
Zbagatelizowałem to. Pojechałem na stadion.
Mój nastrój daleki był od ideału. Nie wierzyłem w
to co zobaczyłem. Roza wróciła i spacerowała po moim osiedlu. Była blisko
mojego domu, mojej żony… Była blisko Estebana.
Nie!
Od razu wyciągnąłem telefon i zatelefonowałem do
Irii.
- Diego? Stało się coś? – Nie spodziewała się
mojego telefonu. Zawsze dzwoniłem do niej późnym wieczorem, kiedy już razem z
drużyną byłem w hotelu.
- Nie, wszystko w porządku. Posłuchaj mnie,
kochanie. Kiedy wyjeżdżałem z naszego osiedla widziałem kobietę… To chyba była…
– Nie wiedziałem jak to powiedzieć. Iria znała całą moją historię, opowiadałem
jej o Rozie, jednak nagłe pojawienie się mojej byłej dziewczyny było dla mnie
takim szokiem, że sam do końca w nie nie wierzyłem. – To chyba była żebraczka.
Proszę cię, nie otwieraj nikomu obcemu, dobrze? Nie chcę się o was martwić.
- Jasne, dobrze. Niczym się nie przejmuj.
Niemalże widziałem, jak Iria podchodzi do okna w
salonie, odsłania zasłonę i z niepokojem spogląda w ciemność.
- Upewnij się, że masz zamknięte drzwi i okna.
Bardzo cię proszę.
- Dobrze, Diego. Nie martw się.
- Będę pod telefonem. Jakby się coś działo, to
natychmiast do mnie zadzwoń.
- Nie denerwuj się, Diego. Nic nam się nie stanie.
Już zamykam okna.
- W porządku… Uważajcie na siebie.
- Nie przejmuj się. Skup się na meczu. Wszystko
jest dobrze.
Mimo gorączkowych zapewnień Irii, wciąż czułem
niepokój. Noc była nieprzespana, a moja dyspozycja w meczu pozostawiała wiele
do życzenia.
Diego, zaczyna się martwić .
OdpowiedzUsuńRoza coś szykuje?
Jestem ciekawa co dalej ;)
Czekam na nowość!
O matko! :) Zaniepokoiłam się tak zdystansowaną reakcją Lopeza na widok tej tajemniczej kobiety. Bardzo interesują mnie dalsze losy bohaterów.Oby tylko nic złego się nie przydarzyło.. pozdrawiam Kaja. :)
OdpowiedzUsuńNo, no! Wiedziałam, że znów wymyślisz coś oryginalnego i się nie myliłam :) Czekam na nowość!
OdpowiedzUsuńNoo, Esteban bardzo dobrze sobie poradził, a to, że przepuścił jedną bramkę, to nic takiego. I tak wygrali. :) Oo, co to za kobieta... jego była? Matka Estebana? No, coś czuję, że teraz zrobi się nieciekawie.Mimo wszytko mam nadzieję, że nie zniszczy mu rodziny, bo szkoda by było.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się to nagłe pojawienie się kobiety podobnej do matki Estebana. Obawiam się, że jeśli to rzeczywiście ona, może bardzo namieszać w rodzinie Lopezów...
OdpowiedzUsuń