4 lipca 2014

Rozdział pierwszy

W naszej rodzinie wreszcie wszystko zaczęło się układać. Czasami się tak zdarza, że kiedy się o czymś bardzo marzy, to los robi wszystko, aby przeciągnąć w czasie nasze pragnienia. Tak było w przypadku moim i mojej żony, Irii. Bardzo długo czekaliśmy, aż Bóg obdarzy nas potomkiem. Kiedy odpuściliśmy starania na świecie pojawiła się nasza kochana córeczka, Zoe. Niewiele myśląc wszczęliśmy starania o kolejne dziecko i tak właśnie wyczekuję narodzin drugiego dziecka. Płeć jest nam nieznana. Chcemy mieć niespodziankę przy narodzinach.
W życiu profesjonalnego sportowca, piłkarza, który ma codzienne treningi i częste wyjazdy, a do tego wywiady i zawodowe imprezy, prowadzenie życia rodzinnego i wychowywanie dzieci nie jest łatwe, zwłaszcza kiedy praca idzie pod górkę. Jednak i tutaj szczęście się do mnie uśmiechnęło, gdyż od półtora roku moja kariera nabiera tempa, bronię barw Realu Madryt i jestem z tego niesamowicie dumny.
Niewątpliwie wielką pomocą dla mojej żony w prowadzeniu domu i wychowywaniu Zoe jest Esteban, mój szesnastoletni syn z poprzedniego związku. Kiedy przychodził na świat byłem w jego wieku i grałem w małym klubie z Lugo. Nie byłem przygotowany na to, aby zostać ojcem. Było to dla mnie wielkim zaskoczeniem. Nie planowałem ojcostwa w tak młodym wieku. To wyzwanie mnie przerosło, a zwłaszcza to, co wydarzyło się potem. Roza, jego matka, a moja dziewczyna, zniknęła zaraz po porodzie. Zostawiła zawiniątko pod drzwiami mojego domu, a w liście, który napisała i podrzuciła, napisała, że ma zaledwie szesnaście lat i nie jest gotowa na to, aby zostać matką. Uważała, że nie zaopiekuje się Estabanem prawidłowo, dlatego też postanowiła uciec i odciąć się od swojego dawnego życia.
Postawiła mnie w okropnej sytuacji.
Mając na uwadze fakt, że będąc nastolatkiem najbardziej dla mnie liczyła się piłka, to uważam, że całkiem nieźle poradziłem sobie z nowym wyzwaniem. Oczywiście nie byłoby tak, gdyby nie moi rodzice, którzy bardzo mi pomagali – nawet wówczas, kiedy musiałem zmienić miejsce zamieszkania, aby rozwijać swoją karierę.  Jeździli ze mną po całym kraju, aby tylko wychować Estebana na dobrego człowieka.
Dziś Estaban to prawie dorosły facet, jest bardzo odpowiedzialny i sumienny. Uwielbia bawić się ze swoją siostrzyczką, dobrze się uczy, ma wielu znajomych, a moja żona, Iria, jest dla niego jak matka. I choć chłopak wie, że jego prawdziwa mama odeszła od nas, to już dawno wyzwolił się z uczucia żalu i smutku. Bardzo się kochamy. Teraz się cieszę, że go mam, bo Esteban dostarcza mi wiele radości. Jestem z niego bardzo dumny, między innymi dlatego, że to dobry dzieciak, ale również dlatego, że odziedziczył po mnie smykałkę do piłki i jest teraz bramkarzem młodzieżowej drużyny Realu Madryt.
Wszedłem do domu po męczącym treningu. Od progu doszedł do mnie pyszny zapach smażonego łososia. Zostawiwszy torbę treningową w przedpokoju, poszedłem do kuchni, z której dochodził ten przyjemny aromat oraz ciche rozmowy domowników. Iria stała przy kuchence i kończyła gotowanie, Esteban nakrywał do stołu, a Zoe grzecznie malowała rysunki, siedząc w swoim krzesełku.
- Dzień dobry – powiedziałem. Ucałowałem małżonkę oraz przywitałem się buziakiem z córeczką. Esteban posłał mi przyjazny uśmiech. – Jak dzień?
- W porządku – odparł Iria. – Rozmawiałam dzisiaj z Nagore. Zaprosiłam ją na kolację w piątek. Przyjdzie z Xabim oraz dziećmi.
- Fajny pomysł. – Iria oraz Nagore bardzo się zaprzyjaźniły. Poznały się półtorej roku temu, zaraz po naszej przeprowadzce do Madrytu. Xabi Alonso był jednym z pierwszych, który zaoferował swoją pomoc w aklimatyzacji. Od tamtej pory jesteśmy dobrymi kumplami, a nasze żony przyjaciółkami. – Jak trening? – zapytałem syna.
- Esteban pochwal się tacie – zachęcała Iria, stawiając na stole półmiski z jedzeniem. Zaraz potem zajęła miejsce obok mnie i zaczęliśmy wspólny obiad. – Nie mógł się doczekać twojego powrotu. Bardzo chciał ci o czymś opowiedzieć.
Spojrzałem na syna. Chłopak uśmiechał się jak dziecko, które dostaje wymarzony prezent nagwiazdkę.
- Trener dzisiaj kazał mi trenować obronę rzutów karnych. Dobrze mi poszło.
- Dobrze? Obronił osiem na dziesięć strzałów. – Esteban był bardzo nieśmiały i czasami trzeba było z niego wyciągać pewne rzeczy. Nigdy nie lubił się chwalić swoimi osiągnięciami, dlatego mówienie o sobie sprawiało mu pewną trudność. Za to Iria chętnie wychwalała go pod niebiosa, była z niego tak samo dumna, jak ja.
- Naprawdę? Wow, niezła seria! Nawet ja takiej nie mam.
- Będzie z ciebie świetny bramkarz. – Iria pogłaskała go po ramieniu. – A teraz jedzmy, bo wszystko wystygnie.
- W sobotę mam ważny mecz. Przyjdziecie?
- Oczywiście!
Wieczorem wcześniej położyłem się do łóżka. Przez cały dzień bolała mnie głowa i musiałem odpocząć. Iria usypiała naszą córeczkę, a kiedy skończyła przyszła do mnie i położyła się obok. Od razu się w nią wtuliłem, kładąc dłoń na jej zaokrąglonym brzuszku. Lubiłem spędzać czas w ten sposób. Było tak cicho i spokojnie, nic nie zakłócało naszej idylli. Zoe smacznie spała, Esteban zajmował się swoimi sprawami we własnym pokoju, a my leżeliśmy – czasem rozmawialiśmy, czasem oglądaliśmy filmy – tak naprawdę nieważne czym byliśmy zajęci, ważne, że razem.
- O czym myślisz? – zapytała.
- Esteban ma niedługo urodziny. Myślę nad prezentem dla niego… 
- Kończy szesnaście lat, jest prawie dorosły. Nie ma sensu kupować niczego niepraktycznego.
- Może nowy komputer? Ostatnio skarżył się, że ten stary szwankuje.
- To dobry pomysł. Mógłby się uczyć i bawić bez przeszkód.
- No i nie podkradałby mojego laptopa – zaśmiałem się zauważywszy, że mój komputer znów leży nie tak, jak go pozostawiłem rano.
- Też chciałabym mu coś kupić. Coś od siebie.
- Jak chcesz, kochanie.
- Może nowe rękawice? Albo buty do gry?
- Rękawic nigdy za wiele. Znam to z własnego doświadczenia.
- Chyba tak zrobię – powiedziała, całując mnie w czubek głowy.

Cieszyłem się na spotkanie z Xabim i jego rodziną. Zjawili się u nas punktualnie. Nagore od razu poszła do kuchni, aby pomóc Irii w przygotowaniach do kolacji. Esteban zabrał Zoe oraz dzieci Alonsów: Jontxu oraz Ane do ogrodu, a ja wraz z Xabim i jego najmłodszą córeczką, trzymiesięczną Emmą, którą trzymał na rękach, poszedłem do salonu, aby pochwalić się mu osiągnięciami mojego syna. Nad kominkiem stały puchary i statuetki, które zdobył Esteban w przeciągu swojej krótkiej kariery.
- Zdolna bestia – powiedział z uśmiechem Xabi. – Też myślę nad tym, aby zapisać Jona do szkoły piłkarskiej.
- Ma sześć lat, to odpowiedni wiek. Esteban też tak zaczynał.
- Tak, tylko nie wiem, czy on ma do tego smykałkę – zaśmiał się. Ruszyliśmy w kierunku jadalni, gdzie dziewczyny już nakrywały stół. – Jak nie spróbujemy, to się nie przekonamy.
- Do czego? – wtrąciła się Nagore.
- Mówiłem Diego, że myślimy o szkole sportowej dla Jona.
- Nie jestem do tego przekonana – rzekła małżonka Xabiego.
- Spokojnie – powiedziała Iria, stawiając na stole ostatni półmisek z sałatą. – Zajęcia dla dzieci w jego wieku, to bardziej zabawa połączona z nauką. Nie ma tam nic, co wymagałoby od Jona nadzwyczajnych zdolności. Esteban! – Iria podeszła do drzwi wychodzących na ogród. – Weź dzieci i chodźcie na kolację!
Przygotowany przez moją żonę posiłek był wyśmienity. Nie od dziś była znana ze swoich zdolności kulinarnych. Z racji tego, że wychowywała naszą córeczkę i była w drugiej ciąży, zrezygnowała z pracy. Jednak poświęciła się swojej pasji i za moją namową założyła bloga kulinarnego, na którym prezentowała swoje ulubione potrawy i sposób ich przyrządzania. Byłem z niej bardzo dumny, bo bardzo szybko zdobyła stałych czytelników.
- Tata wspominał, że jutro grasz mecz – powiedział Xabi do Estebana. Siedzieliśmy w salonie. Iria i Nagore jak zwykle wymieniały się przepisami, a ja z Xabim delektowałem się winem, które Bask mi dzisiaj podarował.
- Tak. Gramy z drużyną z Walencji.
- Miałbyś coś przeciwko jakbym przyszedł razem z Jonem, aby cię dopingować?
- Nie, skąd! Byłoby super! Będę miał najlepszy doping na świecie.
- Świetnie! Dawno nie byłem na takim meczu.
- Pójdę się już się położyć – powiedział Esteban. – Muszę się wyspać.
- Jasne, synku. Leć. Zajrzysz po drodze do Zoe? Sprawdź, czy śpi.
- Okay. Dobranoc, państwu.
- Do jutra! Dobranoc – powiedział Xabi i pomachał mu na pożegnanie. – My chyba też będziemy się zbierać. Dzieciaki zasypiają – zaśmiał się, spoglądając na Jona i Ane, którzy już ledwo siedzieli na kanapie. – Nagore?
- Tak, tak, już idziemy. Jeszcze tylko ten jeden przepis.
Zaśmialiśmy się i wypiliśmy po jeszcze jednej lampce wina.
Po godzinie stałem razem z Irią na ganku naszego domu i przyglądałem się, jak Xabi i Nagore zanoszą śpiące dzieci do samochodu. Pomachaliśmy im na pożegnanie, kiedy wyjeżdżali z podjazdu. Gdy zniknęli nam z pola widzenia, wróciliśmy do środka, aby posprzątać salon i jadalnię. Wspólnie zebraliśmy wszystkie naczynia i włożyliśmy je do zmywarki.
Iria była bardzo zmęczona, dlatego oddelegowałem ją do sypialni. W jej stanie nie powinna się przemęczać, mimo iż to dopiero czwarty miesiąc ciąży. Sam dokończyłem sprzątanie i po kilkunastu minutach dołączyłem do małżonki, która już spokojnie spała. Wtuliłem się w jej plecy, wąchając jaśminowy zapach jej włosów oraz różaną skórę. Zasnąłem w dobrym humorze, nie przeczuwając, że nasze szczęście niebawem się skończy. 

__________
Witam! Oto mój nowy "twór". Muszę przyznać, że bardzo łatwo pisało mi się to opowiadanie, dlatego też mam nadzieję, że Wam się spodoba. Oddaję jedynkę w Wasze ręce. Na razie nic się niedziele, ale niebawem się to zmieni. 
Pozdrawiam! 

3 komentarze:

  1. Fajnie się zaczyna:) Szkoda, że już zapowiedziałaś, że się będzie psuło;/ W każdym razie będę czytała;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Całkiem przyjemny początek, taka szczęśliwa rodzinka. Jestem ciekawa, co się stanie, że to szczęście minie. Nie wiem, co jeszcze dodać, wybacz za marny komentarz. ;c Czekam na kolejną część.

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem bardzo ciekawa kolejnych części. Mam cichą nadzieję, że dodasz coś nowego również na drugim blogu. Byłoby świetnie ;] Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń