W naszej rodzinie wreszcie wszystko zaczęło się
układać. Czasami się tak zdarza, że kiedy się o czymś bardzo marzy, to los robi
wszystko, aby przeciągnąć w czasie nasze pragnienia. Tak było w przypadku moim
i mojej żony, Irii. Bardzo długo czekaliśmy, aż Bóg obdarzy nas potomkiem.
Kiedy odpuściliśmy starania na świecie pojawiła się nasza kochana córeczka,
Zoe. Niewiele myśląc wszczęliśmy starania o kolejne dziecko i tak właśnie
wyczekuję narodzin drugiego dziecka. Płeć jest nam nieznana. Chcemy mieć
niespodziankę przy narodzinach.
W życiu profesjonalnego sportowca, piłkarza, który
ma codzienne treningi i częste wyjazdy, a do tego wywiady i zawodowe imprezy,
prowadzenie życia rodzinnego i wychowywanie dzieci nie jest łatwe, zwłaszcza
kiedy praca idzie pod górkę. Jednak i tutaj szczęście się do mnie uśmiechnęło,
gdyż od półtora roku moja kariera nabiera tempa, bronię barw Realu Madryt i
jestem z tego niesamowicie dumny.
Niewątpliwie wielką pomocą dla mojej żony w
prowadzeniu domu i wychowywaniu Zoe jest Esteban, mój szesnastoletni syn z
poprzedniego związku. Kiedy przychodził na świat byłem w jego wieku i grałem w
małym klubie z Lugo. Nie byłem przygotowany na to, aby zostać ojcem. Było to dla
mnie wielkim zaskoczeniem. Nie planowałem ojcostwa w tak młodym wieku. To
wyzwanie mnie przerosło, a zwłaszcza to, co wydarzyło się potem. Roza, jego
matka, a moja dziewczyna, zniknęła zaraz po porodzie. Zostawiła zawiniątko pod
drzwiami mojego domu, a w liście, który napisała i podrzuciła, napisała, że ma
zaledwie szesnaście lat i nie jest gotowa na to, aby zostać matką. Uważała, że
nie zaopiekuje się Estabanem prawidłowo, dlatego też postanowiła uciec i odciąć
się od swojego dawnego życia.
Postawiła mnie w okropnej sytuacji.
Mając na uwadze fakt, że będąc nastolatkiem najbardziej
dla mnie liczyła się piłka, to uważam, że całkiem nieźle poradziłem sobie z
nowym wyzwaniem. Oczywiście nie byłoby tak, gdyby nie moi rodzice, którzy
bardzo mi pomagali – nawet wówczas, kiedy musiałem zmienić miejsce
zamieszkania, aby rozwijać swoją karierę.
Jeździli ze mną po całym kraju, aby tylko wychować Estebana na dobrego
człowieka.
Dziś Estaban to prawie dorosły facet, jest bardzo
odpowiedzialny i sumienny. Uwielbia bawić się ze swoją siostrzyczką, dobrze się
uczy, ma wielu znajomych, a moja żona, Iria, jest dla niego jak matka. I choć
chłopak wie, że jego prawdziwa mama odeszła od nas, to już dawno wyzwolił się z
uczucia żalu i smutku. Bardzo się kochamy. Teraz się cieszę, że go mam, bo
Esteban dostarcza mi wiele radości. Jestem z niego bardzo dumny, między innymi
dlatego, że to dobry dzieciak, ale również dlatego, że odziedziczył po mnie
smykałkę do piłki i jest teraz bramkarzem młodzieżowej drużyny Realu Madryt.
Wszedłem do domu po męczącym treningu. Od progu
doszedł do mnie pyszny zapach smażonego łososia. Zostawiwszy torbę treningową w
przedpokoju, poszedłem do kuchni, z której dochodził ten przyjemny aromat oraz
ciche rozmowy domowników. Iria stała przy kuchence i kończyła gotowanie,
Esteban nakrywał do stołu, a Zoe grzecznie malowała rysunki, siedząc w swoim
krzesełku.
- Dzień dobry – powiedziałem. Ucałowałem małżonkę
oraz przywitałem się buziakiem z córeczką. Esteban posłał mi przyjazny uśmiech.
– Jak dzień?
- W porządku – odparł Iria. – Rozmawiałam dzisiaj z
Nagore. Zaprosiłam ją na kolację w piątek. Przyjdzie z Xabim oraz dziećmi.
- Fajny pomysł. – Iria oraz Nagore bardzo się
zaprzyjaźniły. Poznały się półtorej roku temu, zaraz po naszej przeprowadzce do
Madrytu. Xabi Alonso był jednym z pierwszych, który zaoferował swoją pomoc w
aklimatyzacji. Od tamtej pory jesteśmy dobrymi kumplami, a nasze żony
przyjaciółkami. – Jak trening? – zapytałem syna.
- Esteban pochwal się tacie – zachęcała Iria,
stawiając na stole półmiski z jedzeniem. Zaraz potem zajęła miejsce obok mnie i
zaczęliśmy wspólny obiad. – Nie mógł się doczekać twojego powrotu. Bardzo
chciał ci o czymś opowiedzieć.
Spojrzałem na syna. Chłopak uśmiechał się jak
dziecko, które dostaje wymarzony prezent nagwiazdkę.
- Trener dzisiaj kazał mi trenować obronę rzutów
karnych. Dobrze mi poszło.
- Dobrze? Obronił osiem na dziesięć strzałów. –
Esteban był bardzo nieśmiały i czasami trzeba było z niego wyciągać pewne
rzeczy. Nigdy nie lubił się chwalić swoimi osiągnięciami, dlatego mówienie o
sobie sprawiało mu pewną trudność. Za to Iria chętnie wychwalała go pod
niebiosa, była z niego tak samo dumna, jak ja.
- Naprawdę? Wow, niezła seria! Nawet ja takiej nie
mam.
- Będzie z ciebie świetny bramkarz. – Iria
pogłaskała go po ramieniu. – A teraz jedzmy, bo wszystko wystygnie.
- W sobotę mam ważny mecz. Przyjdziecie?
- Oczywiście!
Wieczorem wcześniej położyłem się do łóżka. Przez
cały dzień bolała mnie głowa i musiałem odpocząć. Iria usypiała naszą córeczkę,
a kiedy skończyła przyszła do mnie i położyła się obok. Od razu się w nią
wtuliłem, kładąc dłoń na jej zaokrąglonym brzuszku. Lubiłem spędzać czas w ten
sposób. Było tak cicho i spokojnie, nic nie zakłócało naszej idylli. Zoe
smacznie spała, Esteban zajmował się swoimi sprawami we własnym pokoju, a my
leżeliśmy – czasem rozmawialiśmy, czasem oglądaliśmy filmy – tak naprawdę
nieważne czym byliśmy zajęci, ważne, że razem.
- O czym myślisz? – zapytała.
- Esteban ma niedługo urodziny. Myślę nad prezentem
dla niego…
- Kończy szesnaście lat, jest prawie dorosły. Nie
ma sensu kupować niczego niepraktycznego.
- Może nowy komputer? Ostatnio skarżył się, że ten
stary szwankuje.
- To dobry pomysł. Mógłby się uczyć i bawić bez
przeszkód.
- No i nie podkradałby mojego laptopa – zaśmiałem
się zauważywszy, że mój komputer znów leży nie tak, jak go pozostawiłem rano.
- Też chciałabym mu coś kupić. Coś od siebie.
- Jak chcesz, kochanie.
- Może nowe rękawice? Albo buty do gry?
- Rękawic nigdy za wiele. Znam to z własnego
doświadczenia.
- Chyba tak zrobię – powiedziała, całując mnie w
czubek głowy.
Cieszyłem się na spotkanie z Xabim i jego rodziną.
Zjawili się u nas punktualnie. Nagore od razu poszła do kuchni, aby pomóc Irii
w przygotowaniach do kolacji. Esteban zabrał Zoe oraz dzieci Alonsów: Jontxu
oraz Ane do ogrodu, a ja wraz z Xabim i jego najmłodszą córeczką,
trzymiesięczną Emmą, którą trzymał na rękach, poszedłem do salonu, aby
pochwalić się mu osiągnięciami mojego syna. Nad kominkiem stały puchary i
statuetki, które zdobył Esteban w przeciągu swojej krótkiej kariery.
- Zdolna bestia – powiedział z uśmiechem Xabi. –
Też myślę nad tym, aby zapisać Jona do szkoły piłkarskiej.
- Ma sześć lat, to odpowiedni wiek. Esteban też tak
zaczynał.
- Tak, tylko nie wiem, czy on ma do tego smykałkę –
zaśmiał się. Ruszyliśmy w kierunku jadalni, gdzie dziewczyny już nakrywały
stół. – Jak nie spróbujemy, to się nie przekonamy.
- Do czego? – wtrąciła się Nagore.
- Mówiłem Diego, że myślimy o szkole sportowej dla
Jona.
- Nie jestem do tego przekonana – rzekła małżonka
Xabiego.
- Spokojnie – powiedziała Iria, stawiając na stole
ostatni półmisek z sałatą. – Zajęcia dla dzieci w jego wieku, to bardziej
zabawa połączona z nauką. Nie ma tam nic, co wymagałoby od Jona nadzwyczajnych
zdolności. Esteban! – Iria podeszła do drzwi wychodzących na ogród. – Weź
dzieci i chodźcie na kolację!
Przygotowany przez moją żonę posiłek był
wyśmienity. Nie od dziś była znana ze swoich zdolności kulinarnych. Z racji
tego, że wychowywała naszą córeczkę i była w drugiej ciąży, zrezygnowała z
pracy. Jednak poświęciła się swojej pasji i za moją namową założyła bloga
kulinarnego, na którym prezentowała swoje ulubione potrawy i sposób ich
przyrządzania. Byłem z niej bardzo dumny, bo bardzo szybko zdobyła stałych
czytelników.
- Tata wspominał, że jutro grasz mecz – powiedział
Xabi do Estebana. Siedzieliśmy w salonie. Iria i Nagore jak zwykle wymieniały
się przepisami, a ja z Xabim delektowałem się winem, które Bask mi dzisiaj
podarował.
- Tak. Gramy z drużyną z Walencji.
- Miałbyś coś przeciwko jakbym przyszedł razem z
Jonem, aby cię dopingować?
- Nie, skąd! Byłoby super! Będę miał najlepszy
doping na świecie.
- Świetnie! Dawno nie byłem na takim meczu.
- Pójdę się już się położyć – powiedział Esteban. –
Muszę się wyspać.
- Jasne, synku. Leć. Zajrzysz po drodze do Zoe?
Sprawdź, czy śpi.
- Okay. Dobranoc, państwu.
- Do jutra! Dobranoc – powiedział Xabi i pomachał
mu na pożegnanie. – My chyba też będziemy się zbierać. Dzieciaki zasypiają –
zaśmiał się, spoglądając na Jona i Ane, którzy już ledwo siedzieli na kanapie.
– Nagore?
- Tak, tak, już idziemy. Jeszcze tylko ten jeden
przepis.
Zaśmialiśmy się i wypiliśmy po jeszcze jednej
lampce wina.
Po godzinie stałem razem z Irią na ganku naszego
domu i przyglądałem się, jak Xabi i Nagore zanoszą śpiące dzieci do samochodu.
Pomachaliśmy im na pożegnanie, kiedy wyjeżdżali z podjazdu. Gdy zniknęli nam z
pola widzenia, wróciliśmy do środka, aby posprzątać salon i jadalnię. Wspólnie
zebraliśmy wszystkie naczynia i włożyliśmy je do zmywarki.
Iria była bardzo zmęczona, dlatego oddelegowałem ją
do sypialni. W jej stanie nie powinna się przemęczać, mimo iż to dopiero czwarty
miesiąc ciąży. Sam dokończyłem sprzątanie i po kilkunastu minutach dołączyłem
do małżonki, która już spokojnie spała. Wtuliłem się w jej plecy, wąchając
jaśminowy zapach jej włosów oraz różaną skórę. Zasnąłem w dobrym humorze, nie
przeczuwając, że nasze szczęście niebawem się skończy.
__________
Witam! Oto mój nowy "twór". Muszę przyznać, że bardzo łatwo pisało mi się to opowiadanie, dlatego też mam nadzieję, że Wam się spodoba. Oddaję jedynkę w Wasze ręce. Na razie nic się niedziele, ale niebawem się to zmieni.
Pozdrawiam!
Fajnie się zaczyna:) Szkoda, że już zapowiedziałaś, że się będzie psuło;/ W każdym razie będę czytała;)
OdpowiedzUsuńCałkiem przyjemny początek, taka szczęśliwa rodzinka. Jestem ciekawa, co się stanie, że to szczęście minie. Nie wiem, co jeszcze dodać, wybacz za marny komentarz. ;c Czekam na kolejną część.
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa kolejnych części. Mam cichą nadzieję, że dodasz coś nowego również na drugim blogu. Byłoby świetnie ;] Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń